Jesień w tym roku spóźniła się nieco w Bieszczady. Porastające je bukowe lasy mieniły się, jak zwykle, przepięknie, nie zdążyły jednak zapłonąć ognistą czerwienią na VII Hyundai ultraMaraton Bieszczadzki. Były za to słońce, porywisty, chwilami wręcz huraganowy wiatr, błoto i szybkie bieganie po górach, które zaowocowało kilkoma rekordami imprezy w Cisnej.
Na starcie biegów na 17 i 26 km, nazywanych przewrotnie ćwierć- i półultramaratonami, klasycznego 52 km, od którego wszystko się zaczęło i najdłuższego 90 km, jedynego, na którym Bieszczadzki Park Narodowy wpuszcza biegaczy na połoniny, stanęło w sumie blisko 1400 biegaczy. Jedną trzecią, co bardzo cieszy, stanowiły panie.
Rozgrywany po raz drugi bieg na dystansie 90 km zgromadził prawie 2 razy więcej uczestników niż przed rokiem. Z hukiem pękły oba rekordy trasy: Michał Sedlak poprawił go o kwadrans, a Paulina Krawczak o blisko 20 minut. Oboje wiele mówili o wietrze zdmuchujących z trasy biegaczy na Smereku.
– Gdy wybiegłem z Wetliny i z lasu, zatrzymałem się, zacząłem się rozglądać, czego nigdy nie robię i pomyślałem: „Jak tu jest cudnie!” – opowiadał nam Michał Sedlak. – A potem poczułem wiatr, potężne uderzenie wiatru… Musieliśmy wszyscy biec przechyleni pod pewnym kątem, żeby się utrzymać w trasie, bo wicher spychał ze ścieżki. Ale ja chyba lubię takie warunki, wolę zimny wiatr niż upał. Dobrze mi służył, bo cały czas biegłem i przyspieszałem – relacjonował.
Znacznie większe problemy miała Paulina Krawczak, znacznie drobniejszej postury od kolegów. Na rzeczonym Smereku wyprzedziła Annę Komisarczyk i wyszła na prowadzenie. – Przy moich gabarytach bardzo trudno było mi utrzymać pion – opowiadała na mecie ze śmiechem. – Chwilami nie dało się biec! Pogoda poprawiła się dopiero około 70 kilometra. Przed wschodem słońca była taka mgła, że mimo czołówek nic kompletnie nie widzieliśmy.
Słowa 34-letniej biegaczki z Dęblina potwierdzili najszybsi panowie. – Widać było może na 2 metry, co chwila gubiliśmy przez to ścieżkę – mówił Paweł Dybek, który zajął drugie miejsce. – Długo mieliśmy fatalną widoczność, mniej więcej od drugiego przebiegnięcia przez Roztoki do Wetliny. Musieliśmy znacznie zwolnić tempo biegu i stracili sporo czasu – wtórował mu Michał Sedlak.
Nie przeszkodziło to zwycięzcy doskonale wycyrklować swego czasu na mecie. Pokonał 90 km w 9 i pół godziny (9:32:28). – Celowałem w taki wynik – przyznał Sedlak po biegu. Odskoczył rywalom po 30 kilometrze i do końca pilnował tempa, bo… – Pilnowałem wypracowanej przewagi, bo za mną był Paweł Dybek, a gdyby tylko poczuł, że się zbliża, to na pewno by mnie „łyknął”. Już nie raz tak zrobił – relacjonował ze śmiechem Michał Sedlak.
Jak się jednak okazało, Dybek przez większośc dystansu biegł ze skręconym stawem skokowym. I to naweł dwukrotnie! – Pierwszy raz na 20 kilometrze. Odskoczyli mi wtedy koledzy, z którymi prowadziliśmy bieg. Zacząłem więc ich gonić i… skręciłem kostkę po raz drugi! – opowiadał pokazując opuchniętą nogę.
Mimo to zawodnik Salomon Suunto Teamu przypuścił na końcówce brawurowy atak na drugie miejsce. – Jakieś 8 kilometrów przed metą dowiedziałem się, że Piotr Choroś jest przede mną tylko o 3 minuty. Ruszyłem, ile fabryka dała, wiedziałem, że mogę go dogonić! – relacjonował. Dybek dopędził i wyprzedził Piotra na ostatnim zbiegu, na mecie w Cisnej zameldował się niespełna minutę przed biegaczem z podlubelskich Niemiec.
Wśród faworytów upatrywaliśmy także arcyultrasa spod Babiej Góry, czyli Romana Ficka, który półtora miesiąca temu przebiegł ponad 2000 kilometrów Łukiem Karpat. – Zobaczymy jak udało mi się zregenerować – powiedział nam w drodze po numer startowy. Okazało się, że nogi jeszcze potrzebują odpoczynku. Roman opuścił bieszczadzką trasę po przebiegnięciu 60 km, choć tam, na punkcie w Wetlinie, zajmował wysokie czwarte miejsce.
Zwycięstwo Michała Sedlaka było bezapelacyjne. Wyprzedził rywali o 25 minut, poprawił ubiegłoroczny wynik Dominika Grządziela o prawie kwadrans i sprawił dużą frajdę Marcinowi Świercowi. Nasz znakomity ultras jest od niespełna 2 lat trenerem Michała Sedlaka.
Świerc był gwiazdą VII Hyundai Ultramaratonu Bieszczadzkiego, chociaż w nim… nie wystartowal. Cały dzień spędził za to najpierw na mecie racząc finiszujących zawodników napojami, robiąc z nimi setki zdjęć i odpowiadając na liczne pytania, a później biegał jako pacemaker, nadając tempo dzieciakom rywalizującym w biegach dla najmłodszych. Robił dziewczętom i chłopcom rozgrzewkę, udzielał rad i zagrzewał do walki. Zabawa była przednia!
Niewiele brakowało, by zwyciężczyni biegu kobiet na 90 km nie osiągnęła mety. – Na 40 kilometrze w Wetlinie byłam bliska zejścia z trasy, na 60 przeżywałam to samo – przyznała nam Paulina Krawczak. – Męczyła mnie biegunka, skręciłam obie kostki. Ale gdy mimo to zaczęłam wyprzedzać dziewczyny, nie mogłam zrezygnować! To było kompletnie crazy! – opowiadała dęblinianka, która mimo wspomnianych kryzysów poprawiła swój ubiegłoroczny wynik o 3 kwadranse.
Warto zauważyć, że na podium biegu kobiet stanęły te same zawodniczki co przed rokiem, tyle że każda z nich na innym stopniu. Paulina Krawczak była wtedy druga, Anna Komisarczyk zajęła trzecie miejsce, a triumfowała w premierze 90 km Maria Domiszewska, tym razem trzecia na mecie.
Biegaczka z Ustrzyk Dolnych nie przestaje zadziwiać: Domiszewska ma 53 lata, a z powodzeniem rywalizuje z biegaczkami o pokolenie mlodszymi! Głębokie ukłony, pani Mario!
Na klasycznym dystansie ultraMaratonu Bieszczadzkiego najszybsi byli: trzeci przed rokiem Tomasz Koczwara, który 52 kilometry pokonał w świetnym czasie 4:21:05 oraz Martyna Kantor (5:06:01).
Zawodnik z Radomyśla Wielkiego pokonał bardzo zacną stawkę rywali. Ponad 8 minut po Koczwarze finiszował Bartosz Misiak, najniższy stopień podium zajął Robert Faron („ciężko mi się biegło, nogi się już nie kręciły, pora chyba pomyśleć o odpoczynku po ciężkim sezonie” – powiedział nam na mecie), a czwarty był Piotr Szumliński. Barierę 5 godzin złamało ośmiu biegaczy.
Martyna Kantor przybiegła o ponad 2 minuty szybciej niż przed rokiem Magdalena Łączak, lecz nieco jej zabrakło do wyników zwyciężczyń z lat 2015-16, rekordzistki biegu Dominiki Stelmach (5:03:20) i Ewy Majer (5:05:29). Widać jednak było, że zwycięska biegaczka Buff Teamu nie oszczędzała się nawet przez moment, po zwycięskim finiszu długo dochodziła do siebie tuż za metą.
Piotr Falkowski
Partner VII Hyundai ultraMaratonu Bieszczadzkiego